Kreatoora pracownia i galeria Ewy Żochowskiej
pracownia i galeria Ewy Żochowskiej

W malarstwie poszukuję pierwotnej czystej intensywności poprzez analizę ekspresji ludzkich emocji i wewnętrznych lęków z perspektywy kobiety jednocześnie wychodząc poza ramy stereotypowej kobiecości i prowadząc grę z symboliką femme fatale. Maluję cyklami (”Martwe kwiaty”, „Afekty”, „Koronki”, „Bezsenność”, „Makijaż”, „Uśmiechy niehollyłódzkie”), w których motywy przenikają się, a elementem spajającym jest wizerunek kobiety poddawany kolejnym transformacjom.

Ewa Żochowska – malarka, artystka sztuk wizualnych (kolaż, grafika, fotografia, instalacje, performans) oraz projektantka (projektowanie graficzne, aranżacja wnętrz, murale i malowidła ścienne). Absolwentka ASP w Łodzi (2002 r.).  Współtwórczyni marek: Porąbane Meble i Rzuć Mnie Na Ścianę. Prezeska Fundacji Przędzalnia Sztuki, animatorka kultury i organizatorka warsztatów artystycznych i wydarzeń kulturalnych.

Miłośniczka Księżego Młyna i nieoczywistego piękna, dlatego od urodzenia mieszka w Łodzi ;). Mistrzyni łączenia przeciwieństw i odkrywania drugiego dna. Jest wulkanem pomysłów i potrafi zrobić coś z niczego.  Wysłucha każdej historii. Uwielbia hałas miejskiej dżungli i ciszę przed burzą.  Woli koty od psów, bo chadza wyłącznie własnymi ścieżkami. Na nowe inspiracje poluje nocą, w dzień lubi wygrzewać się w słońcu.

nimble_asset_MK3_7161_AdobeRGB-scaled

Foto: Adam Słowikowski w ramach projektu Urzędu Miasta Łodzi „Kultura odporna” promującego łódzkich artystów

nimble_asset_IMG_20230307_114853

„Dobrze zrównoważona (w miarę) kompozycja nr 2 z wnętrza pracowni, stołu, obrazów i artystki”, artselfie przedwiosenne, marzec 2023

Od 2013 r. właścicielka pracowni Kreatoora pełniącej również funkcję autorskiej galerii sztuki. W latach 2014 – 2018 działała tu Cafe Kreatoora. W 2017 r. Kreatoora otrzymała wyróżnienie w społecznym plebiscycie „Punkt dla Łodzi” za „kreowanie pysznej kawy i i artystycznej atmosfery”. W 2023 r. artystka otrzymała z rąk Prezydent Miasta Łodzi – Hanny Zdanowskiej Medal na 600-lecie Łodzi za swoją działalność artystyczną i społeczno – kulturalną.

Lokal mieści się w urokliwej zabytkowej części Łodzi na Księżym Młynie – pofabrycznym osiedlu stanowiącym część imperium łódzkiego fabrykanta Karola Scheiblera. Miejsce ważne na historycznej mapie Łodzi, będące kolebką przemysłu włókienniczego, przez dziesięciolecia ulegające degradacji i zapomnieniu, w ostatnich latach odzyskuje swą należną rangę i blask. Osiedle zaczyna tętnić życiem, są tu pracownie artystyczne, kawiarnie, restauracje, organizowane są targi rękodzieła, staroci i sztuki użytkowej, koncerty, warsztaty.  

nimble_asset_IMG_20220216_213727-scaled

W 2015 r. otrzymała wyróżnienie honorowe w konkursie „Młode Polskie Malarstwo” Galerii Ale Sztuka! za obraz „Martwe Kwiaty – Louise”, w 2006 r. nominację do nagrody na V Triennale Autoportretu, a w 2000 r. do nagrody w XVII Konkursie im. W. Strzemińskiego.

Autorka wystaw indywidualnych m.in.: w Galerii Pop Up Ogrodowa 8 w Łodzi („Pustynia” 2024), w showroomie Ewert &Friends, Off Piotrkowska Center w Łodzi („Astrocyty, ciałko i afekty”, 2024), w Galerii Bałuckiej w Łodzi („Malarstwo” 2007, „Martwe kwiaty” 2017), w Galerii ELart w Łodzi  („Afekty” 2017), w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie (2007, 2012), w Foto Cafe 102 w Łodzi („Mrok”, 2014),  w pracowni Kreatoora („Ciarki i inne dreszcze”, 2024, „Martwe kwiaty”, 2023, „Czarne jagódki” 2019, „Bestia/Bestie” 2014), w Galerii Wydziału Edukacji Wizualnej, ASP Łódź (2004).

Uczestniczka wystaw zbiorowych, m. in.: „Kto to wymyślił?” Łukasza Ogórka, Kamienica Hilarego Majewskiego, Łódź (2024), „Sztuka za sztukę”, Galeria ASP, Piotrkowska 68, Łódź; „Wszystko na sprzedaż”, Galeria S35, Łódź (2023); wystawa konkursowa „Kobieca Strona Sztuki IV”, Defabryka, Warszawa (2024); „Rzeczywistości mieszane” z cyklu DESIGN w procesie – wystawa i konferencja naukowa, Akademickie Centrum Designu, Łódź (2023); „Ona. Energia”, Stolarska/Krupowicz Gallery (2021, 2018), Warszawa, IV Ogólnopolski Konkurs Malarski im. L. Wyczółkowskiego (2020), „Kontynuacja”, Piotrków Trybunalski (2015); III Piotrkowskie Biennale Sztuki (2015); 2, 3, 4 Niezależny Salon Młodych Łódzkich Twórców, Łódź (2015-2017); Konkurs im. M. Michalika na Obraz dla Młodych Malarzy (2010); wystawa pokonkursowa o Grand Prix Fundacji im. F. Eibisch (2008, 2012); 7. Biennale Małych Form Malarskich, Toruń (2007); V Triennale Autoportretu, Radom (2006); Festiwal Polskiego Malarstwa Współczesnego, Szczecin (2006, 2008, 2016); IX Międzynarodowe Biennale Grafiki, Sarcelles (2003); „Rocznik 2002” – wystawa najlepszych dyplomów ASP (2003); Międzynarodowe Triennale Grafiki, Kair (2003); V Triennale Grafiki Polskiej, Katowice (2003). Jej obrazy znajdują się w kolekcjach prywatnych w kraju i zagranicą.

nimble_asset_IMG_20220820_122408-scaled

Artystka swoje działania twórcze poszerza o inne media: performens i instalacje przestrzenne – m.in. performance „Głód” w ramach akcji artystycznej Anki Leśniak „Marsz głodowy kobiet” zapowiadającej rocznicę marszu głodowego Łodzianek z 1981 r. (2018) oraz „Poplątanie”, instalacja przestrzenna zrealizowana z Izabelą Nakoneczną w ramach Ubierz Alles vol. 4, Galeria Off Piotrkowska, Łódź (2012). Żochowska to współautorka projektu „Miny” – interaktywnej instalacji audiowizualnej w przestrzeni miejskiej, realizowanej w ramach stypendium MKiDN otrzymanego przez Natalię Kalisz (2019). Ponadto autorka koncepcji i współwykonawczyni performansu dokamerowego „K- ŁĄCZA” zrealizowanego w ramach projektu Fundacji Przędzalnia Sztuki „Miejskie KODY Kultury” z udziałem zaproszonych do współpracy łódzkich artystów (Aleksandry Chciuk, Sebastiana Kularskiego i Adama Lewartowskiego) – serii krótkich efemerycznych interwencji artystycznych realizowanych na terenie osiedla Księży Młyn badająca istniejące oraz budująca nowe relacje człowieka z naturą w mieście (2020).

nimble_asset_glod-1

Foto: HaWa

Malarstwo to zajęcie dla tych, którzy nie boją się być ze sobą dłużej i głębiej. Gdy maluję, doświadczam pełnej, fizycznej wręcz, intensywności kontaktu z obrazem, chłonę zapach farby, z przyjemnością dotykam opuszkami palców powierzchni, niecierpliwie sprawdzając czy już jest sucha. W pełnym ekscytacji skupieniu kładę kolejne warstwy. Trzy, cztery, czterdzieści, tyle, ile trzeba; nie liczy się czas; pora dnia i pora roku też nie ma znaczenia. Gdy skończę, z zadowoleniem odwieszam go na ścianę jak trofeum, w najlepszym miejscu, żeby sobie jeszcze czasem na niego zerknąć w przelocie, niezobowiązująco.                                        

Nie przywiązuję się do skończonych obrazów, bez żalu się z nimi rozstaję. Całą uwagę i energię przenoszę na nowy „obiekt” i niezmienny proces zaczynam od początku. Chyba, że…

Chyba, że dawno skończony obraz zaczyna mi się nagle bacznie przyglądać. Po tygodniach, miesiącach. Zaczynam czuć jego, początkowo łagodne, potem coraz bardziej intensywne spojrzenie, łaskoczące mnie w kark. Chowam go za inne obrazy. I tak czuję jego wzrok. Odwzajemniam w końcu spojrzenie. W końcu stary obraz, to taki stary przyjaciel. Jak patrzy, to znaczy, że to coś ważnego. I już wiem, że coś wcześniej było nie tak, chociaż jeszcze do końca nie wiem, co. Podążam za jego wzrokiem, podążam za instynktem. Do tej pory jeszcze mnie nie zawiódł. Wiem, że nie znajdę już punktu, w którym skończyłam, więc zacznę tam, gdzie uznam, że może być nowy początek. Na nowo czuję ekscytację. Na nowo kładę kolejne warstwy. Tyle, ile trzeba.

nimble_asset_IMG_20230117_135110-scaled

Artystka jest jak gąbka. Chłonie wszystko – obrazy, słowa, dźwięki. Cały otaczający świat może stać się inspiracją do powstania obrazu: wzorek na rajstopach i uschnięty pająk, dźwięk rozsychającej się deski i woda kapiąca z kranu, fotografie gwiazd kina niemego i miliony nieudanych selfie, złamane serce i nadzieja na jutro, słodkie sny na jawie i nocne koszmary. Skumulowane dane i wrażenia poddane zostają filtracji przez wewnętrzne sito brutalno – czułego świata emocji i nierealistycznych oczekiwań, a następnie przetrawione przez trzewia i sprasowane przez analityczny umysł, który zawsze na końcu dorzuci swoje trzy grosze.

W sztuce nie słucham rad i nie chodzę na kompromisy, gdyż w procesie twórczym oddaję się całkowicie w ręce królowej matki – intuicji. Obraz powstaje w dogodnym dla siebie czasie i tempie. Pochłania i wymaga. Podczas malowania lepiej ograniczyć wszelkie rozpraszacze. Jeśli finalnie uda się stworzyć pomost energetyczny i płaszczyznę wymiany myśli i emocji z odbiorcami, jeśli obraz wywoła u oglądających choć jedno drgnienie powieki, choć sekundę refleksji, jest to nieporównywalne z niczym innym poczucie spełnienia i radości. Jeśli nie… To maluję dalej…   

nimble_asset_nowa-kreatoora-web-scaled

„O, tutaj, na lewo od mojego palca wskazującego, ten czarno-granatowy ornament – to są dwie godziny”. Często ludzie mnie pytają, ile zajmuje namalowanie obrazu. Ponieważ nie lubię zostawiać ich bez odpowiedzi, opowiadam im zawsze, że to długi i dość złożony proces. Sam pomysł często przychodzi w najmniej spodziewanym momencie, potem opracowanie projektu, który niejednokrotnie prowadzi do kilkunastu wersji, z których każda biegnie w innym, często zaskakującym kierunku. Czasem odkładam projekt i biorę się za obraz porzucony kilka miesięcy wcześniej. Czasem jeden projekt uruchamia lawinę innych i na tym się koncentruję, a potem rozpoczynam kilka obrazów na raz. Malowanie to pozaczas (w sensie linearnym), to wielotorowość myśli i wielowątkowość emocji, a jednocześnie uwolnienie od myśli i emocji (ten najwspanialszy medytacyjny stan), to luksus pracy poza presją czasu. Aż mi dziwnie z tym, że dziś „odmierzyłam” malarstwem te dwie godziny.

nimble_asset_IMG_20230317_165132-scaled

Niemal w nieskończoność odsuwam chwilę, kiedy zaczynam malować…drżącymi rękoma rozpakowuję wszystkie blejtramy (zapach drewna w połączeniu z gruntowanym płótnem sprawia, że zastygam w błogości na jakieś pięć minut)…z zapałem składam równiutko wszystkie folijki…nabijam starannie kołki rozporowe…zawsze na początku…bo płótno za mało napięte…kilkakrotnie sprawdzam, który bok kwadratu lepiej pasuje na górę…sprawdzam jeszcze raz kolory nowo kupionych farb…podekscytowana odkręcam i zakręcam i odkręcam nakrętki, żeby poczuć zapach świeżej farby olejnej…zeskrobuję starą farbę (ta ma inny zapach, równie upojny) z palety, a przynajmniej z tego, co akurat służy mi za paletę, bo nigdy nie miałam „prawdziwej”…wyrzucam słoiki z zaschniętą farbą, których już nikt nie otworzy…sprawdzam czy pędzle są odpowiednio umyte…wyrzucam zeschnięte „kołki” do kosza…po chwili je wyjmuję – przecież na pewno przydadzą się do szkiców patykiem…prawie osiągam stan zen, a zapachy wokół mnie tworzą ten jedyny niepowtarzalny bukiet…a jeszcze kropla terpentyny…nie ma…nie kupiłam…układam ze stoickim spokojem bielusieńkie blejtramy na podłodze…wpatruję się w nie hipnotycznie…jutro kupię terpentynę…wkroczę na drogę, na której mnie jeszcze nie było…będę wiedzieć gdzie, jak tam dotrę…szczyt euforii…jak kupię terpentynę. Malowanie to najlepszy rytuał na świecie. Polecam.

Teksty i pozostałe foto: Ewa Żochowska